Spływ rzeką Olzą
Autor: hm. Jan Potysz
2014-12-04 14:46

21 czerwca 2014r. w ramach współpracy z oldskautami czeskimi, już tradycyjnie, braliśmy udział w spływie kanadyjkami po rzece Olzie na trasie Vernovice k/ Lutyni Dolnej do Chałupek /u zbiegu rzek Olzy i Odry/. Przyjechaliśmy na miejsce startu i bardziej odważni od zaraz decydowali się płynąć. Zaś ci mniej odważni -  śledzili nasze zmagania na wodzie spacerując wzdłuż brzegu rzeki, raźno dopingując. Zwodowaliśmy kanadyjki, po czym pozowaliśmy do wspólnego zdjęcia, tak na wszelki wypadek, gdyby kogoś miało w punkcie docelowym zabraknąć…                                     Dla paru z nas była to pierwsza taka przygoda w życiu i zajęcie miejsca siedzącego w kanadyjce / bo o stojącym nawet nikt nie myślał/ okazało się niezwykle „płynne”. 

Ale w końcu wypłynęliśmy. Woda, a właściwie jej nurt, początkowo okazała się / nie tylko dla piszącego te słowa / zupełnie przystępna, a kanadyjka nadzwyczaj „opiekuńcza” – szybko się zbrataliśmy! Woda pochłonęła niektórych wręcz całkowicie, a kanadyjka ze swoich „objęć” nie chciała wypuścić. Początkowo spokojny nurt rzeki uśpił naszą czujność i przy najbliższym jarze prąd wody dał o sobie znać do tego stopnia, że kilka kanadyjek przybrało pozycję do góry dnem.                              Szybko spokornieliśmy i w ekspresowym tempie odrabialiśmy lekcję postępowania z zatopioną kanadyjką, choć wylanie setki litrów z  jej wnętrza okazało się nie takie proste. Ale niewątpliwie „chrzest” został zaliczony! Stare wygi oldskautowe dawały nam wskazówki, jednakże… rzeka swe prawa ma i „drugie namoczenie”, doprawdy, było już tylko przyjemnością! A potem? No cóż, już spokojniej, więc i nasza kanadyjka była do ujarzmienia, a i my nabieraliśmy wprawy. Nawet przedzierające się przez chmury słoneczko oznajmiało, że radzimy sobie wcale nieźle! Przesuwające się zarośla na obu stronach rzeki dawały wrażenie, że to ziemia płynie pod naszymi stopami. Tu i ówdzie mama-kaczka z kaczątkami uprzyjemniała nam podróż, chociaż zapewne coś sobie pomyślała, obserwując na wodzie takie „niedołężne kaczory”. No, pełen relaks! Próba namówienia Janusza i Basi W. do małej przewrotki nie przyniosła spodziewanego rezultatu /przecież to jakoś dziwnie tak o suchej stopie…ale Oni się z tym dobrze czuli/. Alina G. wraz z córką Gabrysią, to owszem , były dumne! Skąpane - wprawdzie tylko raz, wychodziły z założenia, że „…nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki…”

W połowie drogi chwilowy przystanek pozwolił na przysłowiowe wyprostowanie kości. Żarty się niektórych trzymały, że właściwie to „namoczenie” pozwala na niemycie się przez dobry tydzień… No, cóż… Ruszyliśmy dalej. Rzeka w swoim biegu okazała się już zupełnie spokojna, więc dopłynęliśmy do przystani w sielankowym nastroju.                 Wróciwszy do ośrodka czekała na nas nie lada uczta. Chleb z przepysznym domowym smalcem własnoręcznie zrobionym przez Alę G., grochówka        z wędzonką przygotowaną przez jednego z oldskautów i oczywiście wyśmienite ciasta upieczone przez nasze druhenki. Nasi gospodarze zaprosili nas jeszcze na ognisko z pieczeniem kiełbasy, przy którym nie zabrakło harcerskich piosenek i góralskich przyśpiewek. Złączeni w kręgu przyjaźni przekazaliśmy sobie bratnie słowo, że „…nie zgaśnie tej przyjaźni żar…” i do zobaczenia przy następnej wspólnej, nie mniej wspaniałej przygodzie. 

Dziękujemy gorąco naszym przyjaciołom oldskautom z Republiki Czeskiej         za ciepłe przyjęcie, gościnność i zorganizowanie spływu.


Tylko zalogowani użytkownicy mogą komentować ten artykuł.