Sobota, 18 czerwca 2011 dwunastoosobowa ekipa Kręgu Seniora "WATRA" oraz jej sympatyków wybrała się do Wierzniowic koło Lutyni Dolnej w Czechach, aby uczestniczyć wspólnie z oldskautami czeskimi w spływie po rzece Olzie.
Na "dzień dobry" gospodarze Wodnej Stanicy przy PZKO w Wierzniowicach poczęstowali nas "kawiczką" oraz pysznymi ciastami. Dla nowicjuszy nastał gorączkowy czas przymierzania kapoków i zaznajomienia się ze sprzętem. Pierwsze wodowania oraz pływanie po spokojnym akwenie na rzece Olzie koło ośrodka. Pływanie na kanadyjkach nie należy do łatwych, o czym przekonali się w poprzednim roku niektórzy watrowcy. Wysoko umieszczony środek ciężkości , jedno pojedyncze wiosło dla każdego, nie daje komfortu bezpieczeństwa. Zgranie poszczególnych ekip na łodziach podczas treningu będzie procentowało podczas spływu.
I zaczęło się. Koło godziny 13-tej przenieśliśmy łodzie w rejon rozpoczęcia spływu. Krzepa uczestników się przydała, łodzie do lekkich nie należą. Dziewięć ekip wyruszyło w dół rzeki. Pełna różnych pułapek nasza kochana OLZA już po kilkuset metrach pokazała niedostatek umiejętności wodniackich komendanta Watry oraz jego córki Klaudii. Pierwsze nurkowanie w ciepłych wartkich nurtach Olzy. Polująca z aparatem fotograficznym dh Henia oraz Basia miały rzadką okazję do uwiecznienia na kliszy tego wydarzenia. A może to było specjalnie dla paparazzi?.
Autor reportażu /niestety pierwsza ofiara rzeki/ - chcieliśmy na sucho - wyszło na mokro.
Pułapek było więcej, a i też "lubiących" wiosenną kąpiel nie brakowało. Następna była ekipa rodzinna Franek, Iza oraz Michał Tomaszczykowie - czyżby też byli niedomyci? Wpadli do jakkuzi ? -a może te bąbelki... ze strachu? Żarty żartami, ale z wodą przegrali następni; oldskaut Marek z druhną redaktor Otylią Tobołową. A miała to być niezatapialna łódź. Kto jak kto, ale indiański wódz powinien się czuć na kanadyjkach jak Winnetou. Oglądaliśmy piękną przyrodę wzdłuż rzeki Olzy, przez kilka kilometrów towarzyszyła nam rodzinka dzikich kaczek i ani się nie spostrzegliśmy jak wpłynęliśmy na rzekę Odrę i po paruset metrach zakończyliśmy nasze spotkanie z zawsze zagadkową trasą po przygranicznej rzece.
Przystań na rzece wykonana w ramach unijnych programów jest wykonana chyba przez naszych wykonawców - bardzo nieumiejętnie. Można tam cumować stateczki, a nie kajaki. Miało być fajnie z wyciągnięciem sprzętu, a tu trzeba się było mocno utrudzić by kajaki załadować na przyczepę. Jeszcze tylko wspólna fotka i samochodami do Wierzniowic , bo w żołądkach "kiszki marsza grają".
Oczywiście na przystawkę słynny już w Czechach smalec Aliny z czeskim chlebem, a na obiad gulasz sygetyński z knedlikiem przygotowany przez naszego przyjaciela Edka Jarnota.
Wspólne przy stole i ognisku rozmowy polsko-czeskie, harcersko-skautowskie towarzyszyły nam do godzin wieczornych. Polskie parki pieczone na ognisku /czytaj dobra kiełbasa śląska/ mają tutaj swoją renomę.
Wspomnienia z udanego oldskautowskiego spływu po Olzie długo nam będą w pamięci. Już wspólnie z naszymi przyjaciółmi zza Olzy ustalaliśmy kalendarz oldskautowskich imprez na rok przyszły. Chcieliśmy sobie powiedzieć na pożegnanie: do zobaczenia na przyszłorocznych imprezach!... ale nie tym razem. W sobotę 3 września spotykamy się w Archeopark Chotebuz, aby zapoznać się z początkami osadnictwa na ziemi cieszyńskiej.
Czuwaj !